reklama adsense

piątek, 16 listopada 2012

O Ugly Sweaters

Po raz pierwszy spotkałem się z tym określeniem na... Wikipedii. To ciekawe, że w takim miejscu w wersji anglojęzycznej znajduje się świetny artykuł o historii mody po roku 2010. Z podziałem na lata dodawane są nowe trendy a także opisane rzeczy,  które pojawiły się w dekadzie poprzedniej ale ciągle są noszone. Stronkę odkryłem ponad rok temu ale wiele, z opisywanych tam wtedy trendów poprzednich dwóch lat wydała mi się dość dziwna i niespotykana. Szczególnie ugly sweaters.

Jeśli przyjrzeć się temu co jest opisywane tam jako nowość po 2010 roku można się poczuć jak spotkaniu z najprawdziwszą uzdolnioną wróżbitką (żeby nie przywoływać niepotrzebnie wróża M.). Dziwy nieziemskie, nie do kupienia, musiałem wspomagać się wyszukiwarką zdjęć google, bo nie miałem zielonego pojęcia o czym mowa.

Ugly sweaters to coś co wyryło mi się w pamięci. Zastanawiałem się czy ta moda już u nas przeszła bez echa? Ale żeby nie zobaczyć czegoś takiego choć raz na ulicy?

Okazało się, że po prostu musiałem odczekać swoje. Minął rok, część kolejnego i nagle drgnęło. Ugly sweaters zaczęły zalewać polskie sklepy jako supernowość i pojawiły się na naszych ulicznych "modelach".

Pytanie tylko, na ile warto przebierać się w coś, co jednak ma sporą szansę oszpecić? A może da się użyć takiego sweterka jako elementu ożywiającego resztę? Do czarnych wąskich spodni i butów? Na mnie w każdej konfiguracji wygląda to dość rzekłbym ekscentrycznie...:)
Wiem, że starość nie radość i zbliżając się do 30stki niektóre nowinki mogę sobie darować ale żeby udało mi zobaczyć kogokolwiek, komu dodaje to stylu i uroku. Szukam, obserwuję i może przyjdzie taki czas, że się przekonam. Póki co w poszukiwaniu nowego swetra na ten sezon bardziej skłaniam się do tureckich, często też żywcem wyciągniętych z lat 80. ale jednak mniej ugly.

Stronka: http://en.wikipedia.org/wiki/2010s_in_fashion

czwartek, 25 października 2012

Historia mody w zakurzonych księgach - jeansy w latach 50.

Dziś o najpopularniejszych spodniach XX w., autentyczny tekst z 1958 roku. Osobiście bardzo lubię czytać stare książki o trendach, które rządziły w czasie ich wydania. Czy aż tak wiele się zmieniło? jeans, jeansy, historia mody, lata 50., prl, moda lat 50., moda męska lata 50., lata 50, historia jeansow, historia mody meskiej, moda meska
"Dzinsy -czyli farmerki, czyli spodnie kanadyjskie, czyli teksasy zyskały wśród młodzierzy ogromną popularność.
Klasyczne jeansy są z granatowego drelichu, który ma jasną osnowę, dzięki czemu wytarte miejsca spodni zaznaczają się białawymi plackami - w tym właśnie szyk! Poza tym odznaczają się dużą ilością kieszeni i efektowną siecią stebnów. Tylne kieszenie umocnione kapslami.
Nie tylko u nas dżinsy są tak popularne. Nosi je powszechnie młodzież na obu półkulach. Nasi znawcy potrafią odróżnić jeansy autentyczne od podrabianych. Autentyczne są grube, sztywne, bardzo trwałe, stebnowane białą albo żółtą nitką. Jeansy stebnowane czerwono też mogą być zagraniczne, bo w tej chwili dżinsy wszędzie się produkuje, ale nie będą to (jak twierdzą dżinsowi fanatycy) - te najprawdziwsze, wyrabiane w Kanadzie dla tamtejszych farmerów. Wobec tego nie należy traktować jeansów polskich jako gorszych niż na przykład francuskie. Na autentyczne amerykańskie jest małą szansa a jakieś trzeba mieć. Można więc szyć jeansy na miejscu.

Materiał - mocny drelich, może być błyszczący.

Kolor - klasyczny jest granatowy, ale bardzo modne są teraz wśród młodzieży jeansy czarne. Mogą być też ciemnoszare, zielone. Do czarnych jeansów modne jest zielone stebnowanie.

Fason - od bardzo skromnego, zbliżonego do spodni normalnych, ze skromnym stebnowaniem i zwykłą ilością kieszeni - aż do fasonów szałowych, postebnowanych we wszystkich kierunkach, z masą kieszeni i kapsli.

Klasyczne zasady są następujące:
  • krój bardzo obcisły, nogawki wąski, tak długie, by po odwinięciu dziesięciocentymetrowego mankietu załamywały się na butach, dwie kieszenie prostokątne z tyłu, dwie z przodu: przednie ze skośnym wycięciem, przynajmniej jedna kieszeń boczna, długa, po zewnętrznej stornie nogawki
  • klasyczne dżinsy nie mają bocznych szwów na nogawkach, nogawki z jednego kawałka
  • w rogach kieszeni kapsle, ale tylko po jednym w każdym rogu
  • szwy kolorowo stebnowane
Tajemnice jeansów:
  • można je nosić jakby lekko obsunięte na biodra, na modę kowbojską. Muszą być w tym celu odpowiednio skrojone
  • jeśli drelich ma jaśniejszy spód, widoczny po odwinięciu mankietu to tym lepiej, większy szyk, mankietu nie przyszywa się.
  • przyszyta z tyłu, przy pasku etykietka skórzana z bykiem lub napisem "Texas" dodaje autentycznego posmaku ale nie jest obowiązkowa.
  • można je posunąć do wystebnowania, w duże zęby, całej okolicy siedzenia
  • jeansy nie muszą być nowe ani wyprasowane. Im bardziej wyglądają na jeansy weterany, tym większy szyk. "
Z książki "Jak oni mają się ubierać" Jan Kamyczek (pseudonim Ireny Gumowskiej) i Barbara Hoff (tak, ta sama projektantka, która później stworzyła najbardziej oblegany dom mody PRL- Hoffland).
jeans, jeansy, historia mody, lata 50., prl, moda lat 50., moda męska lata 50., lata 50, historia jeansow, historia mody meskiej, moda meska

poniedziałek, 22 października 2012

Kup Pan Cegłe - buty haute couture

Stojąc pod firmą na papierosie rzuciło mi się w oczy znajome logo na butach jednego z chłopaków z pobliskiej fabryki sprzętu elektronicznego. Ralph Lauren? A jednak, zaraz obok stanął inny w butach prosto od Lacoste. Czekałem aż dołączy do nich jakaś koleżanka z podobnymi trampkami, może to będzie D&G albo jeszcze lepiej Chanel! :) Albo chociaż komórka prosto od Prady (a owszem istnieje takie coś i bynajmniej nie jest produktem luksusowym a zwykłym telefonem firmy nie cieszącej się najlepszą reputacją opatrzonym logiem domu mody).

Są lusterka i torby zakupowe prosto z pokazu mody w Paryżu, są pamiętające jeszcze czasy wczesnego polskiego kapitalizmu foliowe reklamówki Hugo Boss (w naszym warzywniaku :)) a teraz przyszedł czas na buty... W tym ostatnim przypadku nie mamy do czynienia z podróbką. Nie o to chodzi.

Sprawa wygląda trochę jak z perfumami. Każdy chciałby czasem zaznać tego powiedzmy powiewu luksusu. Co z tego, że na co dzień  nie jest różowo, co z tego że się żyje od wypłaty do wypłaty zarabiając nawet powyżej średniej krajowej. Oto buty prosto z wybiegu, takie światowe, idealna para do czerwonego Ferrari i życia prosto z ekranu telewizora.
Producenci doskonale wiedzą, że zawsze znajdą się ludzie myślący w ten sposób. Albo ci chcący poszpanować zastępując rzeczywiste ku temu powody czy przynajmniej zwykłą znajomość trendów na logo. I już nie ważne, że buty częściej wycierają się o gumolit w zatłoczonym Ikarusie i dziurawe chodniki niż sopockie molo. Nieważne, że powstały w fabryce (już nie chińskiej, bo byłaby zbyt droga) gdzieś w trzecim świecie, szyte przez pracowników, których kwartalne wynagrodzenie nie wystarczyłoby na zakup jednej pary po cenach jakich się za nie żąda. Nieważne, że z modą też nie mają nic wspólnego. Jak można wyczytać w opisach są przepustką do świata luksusu i już....

Cena? Minimum 400 zł. A może jednak pojechać do tegoż Sopotu na weekend a wcześniej kupić sobie modne botki czy oxfordy od polskiego producenta?

niedziela, 30 września 2012

Cięcie Madame Pompadour

Jeśli lubisz nosić ciekawą fryzurę. Szukasz czegoś naprawdę modnego a jednocześnie całkiem nowego, innego i charakterystycznego to będzie post dla Ciebie.

Często najtrudniej dojść do nazwy zjawiska. Widzisz, że jakiś ciuch czy fryzura zaczyna być noszona na ulicy, umiesz mniej więcej opisać a nie znasz jej nazwy. Na szczęście jest internet. Szybko zauważyłem, że przy instrukcjach wykonania fryzury, o którą mi chodzi pojawia się słowo pompadour a na forach można spotkać się z określeniem fryzura pompadour czy męski pompadour.

Przechodząc do konkretów, do wykonania potrzebny będzie produkt do stylizacji. Firmy kosmetyczne szybko dostosowały się do zmieniających trendów i na półkach drogerii można już spotkać specjalny puder do robienia takiej fryzury pompadour z odpowiednim zdjęciem na opakowaniu (wiem jak to brzmi: "puder do fryzury pompadour"....:D).
Osobiście uważam, że całkiem nieźle się spisuje, czasem potrzeba tu i ówdzie podtrzymać włosy gumą stylizującą. Można też zastosować suszarkę, szczotki czy krem got to be: beach boy. Wszystkie przy zastosowaniu odpowiedniej techniki dają podobny efekt.

Sposobów na ułożenie męskiej wersji fryzury pompadour jest tak dużo jak samych filmików instruktażowych. Najlepiej po prostu sprawdzić, która najlepiej spisuje się na naszych włosach, każde są inne. Po wpisaniu w wyszukiwarce YouTube frazy "pompadour hair" otrzymujemy 1430 wyników ze instrukcjami na męską i damską wersję tej fruzyry. Możemy przebierać w wersjach, od tych całkiem retro, przypominających uczesania z lat 50. i 60. po najbardziej współczesne. Ważne, żeby szukać na stronach anglojęzycznych , w Polsce ciągle ta moda raczkuje i nie znajdziemy zbyt wiele materiałów - szczytem odwagi w męskim strzyżeniu ciągle wydaje się niemodny już irokez czy różne asymetryczne, opadające na czoło emo-grzywki.



Ciekawa jest damska wersja, noszona choćby przez Lanę Del Rey czy Janelle Monae. W połączeniu z modnymi sztucznymi rzęsami i eyelinerem dziewczyny wyglądają jak żywcem przeniesione z początku lat 60. Zresztą w przypadku Lany to chyba zabieg w pełni świadomy, a porozwieszane na mieście plakaty z piosenkarką w sweterku z angory H&M zdają się także mieć pół wieku.





No ale nie zmieniam tematy tylko dorzucam mój ulubiony filmik ze sposobem wykonania fryzurya jednocześnie zwracam się z pytaniem, czy samo stryżenie/uczesanie ma jakąs rodzimą nazwę, której nie znam?




czwartek, 20 września 2012

Niszowe zapachy - WARS

Pamiętam jak w poprzednim miejscu pracy po każdej premii kwartalnej, w dniu wypłaty udawałem się do pobliskiej perfumerii poszukać czegoś nowego. Najbardziej oczekiwałem na chwilę gdy zakocham się w zapachu od pierwszego wejrzenia. Zdarzyło się to kilka razy i potem długo używałem tych perfum.
Same zapachy potrafią "znaczyć" okresy w życiu.
Kiedy poznałem Misiakosa używałem białej Sonii Rykiel. Do dziś wspomina i przy każdej okazji proponuje mi te perfumy jako prezent Mi osobiście ten zapach nie zapadł szczególnie w pamięć, akurat nie miałem wtedy innego pomysłu na perfumy a przez rok używałem wyjątkowo udanej szarej.
Ostatnio zwróciłem uwagę na zupełnie inny zapach. Postanowiłem się ogolić maszynką. Pomysł dojrzewał trochę czasu bo przez ostatnie dwa lata chodziłem z dwudniowym zarostem. Zarost wyszedł z mody więc najwyższy czas ogolić się jak człowiek. Po pracy wszedłem do sklepu, zakupiłem odpowiednie akcesoria do golenia a przy wyborze płynu po goleniu zwróciłem uwagę na zapomnianą już markę Wars. Pomyślałem - a kupię dla picu, cena groszowa.
Wróciłem do domu i jeszcze tego samego wieczoru sprawdziłem, czy ten zapach będzie wzbudzał jakieś wspomnienia. Wrażenia okazały się mocniejsze niż się spodziewałem. W jednej chwili przeniosłem się do dzieciństwa w czasach schyłkowego PRL. Do imprez rodzinnych z tamtego czasu.
Poszukałem trochę informacji na forach i okazuje się - nie tylko ja wpadłem na podobny pomysł zakupu Warsa. Podobne wrażenia mieli użytkownicy forów perfumiarskich, a część nawet przyznała się do "przesiadki" do Warsa na stałe, z 20 droższych zapachów "markowych".
Nie dziwię się, to bardzo udany, wyważony, typowo męski zapach,  inny niż pozostałe,  na początku są dość podobne do siebie. Nie znam się niestety na perfumach, na tyle, żeby ocenić w czym dokładnie tkwi różnica ale czysto empirycznie, od razu czuję, że mam do czynienia z produktem, zaprojektowanym w zupełnie innej epoce. Gdyby zapachy podzielić na te ciepłe i zimne, Wars byłby dla mnie zdecydowanie zimny ale optymistyczny. Kojarzy mi się z modernistycznymi budowlami z lat 60. czy 70. Poszukałem historii. Zapach powstał w latach 70., w tamtym czasie jako woda  z wyższej półki. Nawet papier do produkcji opakowania sprowadzano z RFN a projekt graficzny loga stworzył czołowy grafik - Karol Śliwka (autor m.in loga PKO BP). Autorką zapachu jest Magdalena Chmielewska, uznany perfumiarz , projektujący do dziś zapachy dla największych światowych marek, ceny flakonu perfum zaprojektowanych przez Panią Magdalenę dla zagranicznych firm potrafią przekraczać 1000 zł.

Tak więc Wars może się pochwalić bardzo dobrym pochodzeniem a dziwaczna cena ok 10 zł nie ma nic wspólnego z rzeczywistą wartością - koszt produkcji więszkości "drogich" perfum nie przekracza takiej kwoty. Nie płacimy za to za wymyślny flakon, nazwisko znanego projektanta w nazwie czy reklamę i marketing, którego w tym przypadku po prostu nie ma.
Gorąco zachęcam do sprawdzenia na własnej skórze :)



sobota, 8 września 2012

Are You Being Served?

To post dla miłośników brytyjskich seriali. Przy okazji zdradzę, że zaliczam się do tych maniakalnych. I jak na maniaka przystało przyszedł dzień, kiedy ogólnodostępny materiał się wyczerpał. Oglądanie po raz 10 Hotelu Zacisze" czy "Co ludzie powiedzą", mimo, że ciągle mnie nie nudzi - przestało wystarczać.
Pamiętacie może taki serial - "Allo, Allo"? Kręcony w latach 1982-92, wielokrotnie emitowany w polskiej tv. Widowisko stworzył zespół Jeremy Lloyd & David Croft. Serial był drugim wspólnym "dziełem" duetu po ogromnym sukcesie wcześniejszej produkcji "Are You Being Served?" emitowanej na BBC w latach 1972-1985.
Postanowiłem sprawdzić cóż to takiego i muszę przyznać, że jestem niezwykle pozytywnie zaskoczony. Jeśli lubiliście klimat "Allo, Allo" z mocno zarysowanymi bohaterami - serial na pewno się spodoba!
Podobnie jak w "Allo, Allo" jeden z bohaterów zdaje się mieć inną orientację. Mr. Humphries ma charakterystyczny chód i sposób mówienia a jego udział w scenach zawsze dramatycznie podnosi i tak bardzo wysoki poziom absurdu. Oczywiście w najlepszym guście, z niedopowiedzeniami i klasą.
Co ciekawe John Inman, który wcielił się w rolę był zdeklarowanym gejem, w 2005 roku zawarł związek cywilny ze swoim partnerem, z którym był związany ponad 30 lat.

Serial opowiada o perypetiach pracowników działu odzieżowego w luksusowym domu towarowym.

Moją ulubioną bohaterką jest Pani Sclombe. Kierowniczka działu damskiego. Samotna Pani w średnim wieku mająca bardzo wysokie mniemanie na temat swojej atrakcyjności i zainteresowania nią płci przeciwnej w sklepie. Ze względu na asortyment, który sprzedaje, często w rozmowach z pozostałym personelem mówi o jej majtkach, bieliźnie itp.(w znaczeniu majtek z jej działu) co oczywiście jest źródłem zabawnych sytuacji. Posiada też kotkę- z ang. pussy. Oczywiście nie muszę wspominać, że słowo ma także inne znaczenie w języku angielskim i opowieści pani Sclombe, że jej "pussy" to czy tamto wywołują zawsze odpowiednią reakcję u reszty.

Na zachętę wrzucam scenkę, kiedy jeden z pracowników Działu Męskiego piszę kartkę z zaproszeniem na randkę do młodszej pracownicy, a nieoczekiwanie dostaje się ona w ręce pani Sclombe...
http://www.youtube.com/watch?list=PL539FB23F120BBB6E&v=hFZTSy82b58&feature=player_detailpage#t=1129s

Wszystkie odcinki serialu znajdują się na playliście:
http://www.youtube.com/playlist?list=PL539FB23F120BBB6E

Acid Washed (marmurki)

To nic innego jak wykończenie jeansu. Jest to powrót mody, która już raz gościła u nas w latach 80. i tego typu jeansy zostały wówczas nazwane marmurkami.


Na pewno zwracają na siebie uwagę. Potrafią przełamać bardzo stonowany, konserwatywny wręcz wirenek z klasycznym,nie rzucającym się w oczy swetrem i skromnymi butami. Oryginalnie były popularne w tym samym czasie co skórzane kurtki i trampki noszone do wszystkiego.

Obecnie zdecydowanie bardziej przyjęły się u dziewczyn ale to chyba raczej wynik szerszego zainteresowania modą u pań czy szybszego wyczucia trendów.

Jak dla mnie mogą być ciekawą alternatywą dla popularnych od kilku lat kolorowych chinosów, które jakoś nie mogą przestać mi się kojarzyć z panami w średnim wieku grającymi w golfa. Marmurki są bardziej uliczne, industrialne.


Na forach dziewczyn jest całkiem sporo postów jak przerobić na marmurki stare jeansy za pomocą wybielacza, względnie pumeksu z wybielaczem.Całkiem fajnie cały proces jest wytłumaczony na poniższym filmiku.


Są też do kupienia we wszystkich większych sieciówkach. Ja akurat swoje dostałem od Misiakosa a były kupione w H&M.

czwartek, 6 września 2012

Zero życia

To dziś o samej pracy. Oglądaliście może jakieś dokumenty o pracy w fabrykach w Chinach?
A wyobraźcie sobie, że w Polsce istnieją zakłady oferujące zatrudnionym podobne atrakcje. Różnica jest w stawce, reszta skopiowana żywcem z dalekiego wschodu. Może to i metoda bo firma prosperuje bardzo dobrze zarówno w branży usługowej jak i stricte produkcyjnej.... Ba, w sumie to w okresach pogodzenia się z losem pracy w tym miejscu nawet miewam chwilowe wzloty dumy ze znaczka Made in Poland na zaawansowanym technicznie sprzęcie, które firma produkuje(sam projekt jak i podzespoły też są polskie).
No ale te zachwyty są zdecydowanie wyjątkiem.
Wyobraźcie sobie taki oto dzień. Wstajesz godzina 6. O 7 wychodzisz z domu po kawie i czasem śniadaniu. Punkt 8 zaczynasz pracę. Normalne. Zaczynasz pracę czyli pierwszą kawę w pracy itp. No nie... Zaczynasz harówę, zapominasz o wszystkim. Koło 10-11 robisz krótką przerwę na kawe, może papierosa czy kanapkę, 20 minut. Znów pracujesz zapominając o całym świecie, nie da się inaczej. Nawet nie wiesz kiedy przychodzi 15 ale kiedy się zorientujesz nadchodzi kryzys. To już ale też DOPIERO 15. Mała przerwa, zastanawiasz się czy coś dziś jadłeś, znów ciężka praca, zaczynasz odczuwać zmęczenie, potrzebę dłuższej przerwy, pójścia gdzieś ale nie ma takiej możliwości. Mija 16, 17, wydajność spada mimo zaangażowania w pracę, wydaje Ci się, że wytrzymasz jeszcze góra godzinę. Idziesz na przerwę ale potrzeba czegoś więcej. Myślisz o końcu ale jeszcze zostało...18,19,20. Czasem o tej porze można odczuć coś w rodzaju "upicia się pracą" połączonego z obojętnością. Obojętność to wielki skarb i sposób na przetrwanie! Kiedyś rozmawiałem z doświadczoną koleżanką z pracy i jej rada doprowazenia się w pracy do takiego stanu obojętności kiedy jest Ci już wszystko jedno czy jesteś w zakładzie czy wylegujesz się w łóżku była najcenniejszą jakie otrzymałem... No ale jedziemy dalej:) 21, 22.
Jesteś w domu o 23 potem długo nie możesz zasnąć, taka dziwna mieszanka nakręcenia pracą, zmęczenia i tej całej obojętności. Pół biedy jeśli następnego dnia jest wolne...
Nadchodzi dzień wypłaty. Ktoś powie, że za taką sumę to mógłby choćby codziennie przechodzić ten cykl. W takim razie zapraszam :).
I w ten sposób Polacy dobrze pracują, dobrze zarabiają i w ogóle tutaj jest Zielona Wyspa!

środa, 5 września 2012

Reaktywacja

Po miesiącach znalazłem wreszcie chwile na zostawienie kilku zdań. Po pierwsze muszę się wytłumaczyć. Powody milczenia są dość prozaiczne. Zaraz po podjęciu pracy zdecydowałem się skupić na tym elemencie życia do czasu pełnego wyjścia na prostą. Pracowałem sporo ponad etat a resztki wolnego czasu zostawiłem na wyjazdy czy podstawowe sprawy dnia codziennego, bez których trudno żyć.
Teraz nastapiła pewna zmiana, spłaciłem długi, wyszedłem na solidną prostą i tradycyjnie jak co roku rozchorowałem się wraz z nastaniem września.
Sytuacja powtarza się regularnie od kiedy pamiętam. To chyba dobry moment żeby ten wolny czas poświecić także na bloga.

środa, 21 marca 2012

Know How 2: Partner nie jest multifunkcyjnym robotem "all in one"

Korzyści: Uniknięcie jednej z pułapek relacji - izolacji na ludzi z zewnątrz w głębokim zaufaniu, że partner jest w stanie zaspokoić wszystkie nasze potrzeby socjalne.

Nie, nie nie i jeszcze raz nie :) Nie istnieje taki człowiek, nawet jeśli na początku może się tak wydawać. Prędzej czy później takie oczekiwania staną się zaczątkiem konfliktów czy nawet rozpadu.

Nasza relacja. Formę otwarcia na innych ludzi mamy wpisaną w "statut". Oczywiście nie ma to nic wspólnego z tzw. związkami otwartymi :). Po prostu szanujemy swoje różne zainteresowania, znajomych czy choćby inne poczucie humoru.
Któregoś dnia szliśmy ulicą i zadzwonił kolega Miśka. Praktycznie co chwila się śmiał a we mnie przez chwilę zrodziła się taka myśl: ktoś potrafi go rozbawić znacznie lepiej niż ja, może my się wcale tak genialnie nie dobraliśmy???"
Proste, jakaś forma zazdrości. Zaraz przypomniałem sobie o tej zasadzie... I ucieszyłem, że jest ktoś z kim ma lepsze "śmiechy". Zresztą ja mam podobnie i w zależności od tematu, na najlepsze plotki umawiam się z koleżanką M., najmodniejsze rzeczy wybiorę z U., jeśli horror to tylko z K, za to z G. mogę podyskutować o przepisach kulinarnych i osobowości Julii Child . itd.

Wcale to nie umniejsza roli Misiakosa. Tak jest normalnie a oczekiwanie, że w tych wszystkich dziedzinach będzie mi najlepiej towarzyszył jest utopią.

wtorek, 20 marca 2012

Know How 1: Reklamacje, Rzecznik Praw Konsumenta

Moje korzyści: 1200 zł (od 2008 roku), router Wi-Fi za darmo.

Skąd pomysł: Przez lata ściśle współpracowałem z Działem Reklamacji jednej z firm. Dzięki tej praktyce zrozumiałem jaką siłę ma reklamacja i jak mocno jesteśmy chronieni przez prawo. Za każdym razem kiedy jestem niezadowolony, czuję się oszukany ale nie chcę mi się złożyć reklamacji ze względu na ugodowy charakter myślę o dwóch rzeczach:

  1. Ile musiałbym pracować by zarobić na kwotę, którą mogę odzyskać przy postępowaniu reklamacyjnym.
  2. Składając reklamację mogę zapobiec podobnym problemom u innych w przyszłości.
Jak to działa od środka: Wiele firm, szczególnie tych o nieugruntowanej jeszcze pozycji w przypadku reklamacji zakłada bardziej proklienckie podejście niż wynika to z przepisów prawa. Dodatkowe rabaty przyznawane uznaniowo, kilka miesięcy abonamentu za złotówkę, kupon rabatowy dodany do zwróconej kwoty. Są także firmy, które poważnie analizują wybrane przypadki reklamacyjne by zdiagnozować skąd się biorą i jak ich uniknąć.

Pułapki: Są firmy, które ze względu na dużą ilość reklamacji korzystają z outsourcingu reklamacyjnego. Ludzie pracujący w takiej firmie zewnętrznej rozpatrują reklamacje metodą przemysłową. Grupa pracowników hurtowo otrzymuje pisma oraz ma wyznaczony bardzo krótki czas na decyzję. Ten czas jest naprawdę minimalny. Nie starcza go nie tylko na zrozumienie bardziej skomplikowanych spraw ale nawet na napisanie odpowiedzi. W praktyce rozpatrujący reklamacje stara się wyłapać o co mniej więcej chodzi klientowi a następnie stosuje jeden z kilkudziesięciu szablonów wprowazając jedynie dane klienta. 
Takie odpowiedzi na reklamacje z fabryki łatwo poznać: często są pozbawione logicznego sensu, napisane nieskładnie, nie po polsku. 

Co zrobić? Jeśli otrzymamy taką odpowiedź mamy jeszcze kilka dróg wyjścia. Po pierwsze odwołanie od reklamacji. Po drugie warto czasem wejść na stronę firmy, której sprawa dotyczy. Za każdą korporacja stoją ludzie. Znam wiele przypadków gdy jeden mail do pracownika wyższego szczebla (i to niekoniecznie z obsługi klienta) załatwił od ręki problem "nie do rozwiązania". Jeśli czujemy się naprawdę pokrzywdzeni uderzajmy prosto do ludzi z firmy, na stronie zawsze podany jest jakiś adres mailowy. W sprawach szczególnie nieprzyjemnych, niesprawiedliwych nie bójmy się napisać wprost do prezesa korporacji. Jeśli firmie choćby tylko oficjalnie zależy na klientach sam prezes stanie na głowie by dopilnować załatwienie tej sprawy poprzez swoich pracowników. To też tylko człowiek i często nie ma pojęcia co się dzieje poza światem słupków i wykresów :).

Kolejne drogi to stosowne wpisy na Facebookowym fanpageu firmy. także tego typu wpisy są monitorowane i możemy zostać wysłuchani. 

Na koniec pozostają instytucje państwowe, przede wszystkim Rzecznik Praw Konsumenta. Gorąco polecam stronę  UOKiK, na której znajdziecie wiele ważnych informacji i przepisów!!! Trzeba pamiętać, że istnieją firmy o ugruntowanej pozycji, które działają wbrew przepisom wiedząc, że tylko niewielki procent klientów te prawa zna i sprawę zgłosi. 

Poniżej przestawiam moją historię, w której dzięki Rzecznikowi odzyskałem 900 zł od nieuczciwej firmy.

Mój casus : Kilka lat temu zrezygnowałem ze studiów na prywatnej uczelni. Rezygnację złożyłem w terminie jednak zapomniałem wycofać zlecenia stałego na poczet czesnego. Przelałem omyłkowo 900 zł. Kiedy poszedłem do Dziekanatu wyjaśniono mi, że mimo rezygnacji wpłata na poczet czesnego została uznana za chęć kontynuowania studiów i tej kwoty już nie odzyskam, ponieważ uczelnia po wpłacie wpisała mnie na kolejny rok. Jeśli chcę zrezygnować muszę złożyć kolejne pismo ze skutkiem na koniec semestru i opłacić czesne także do końca semestru...
Zgłosiłem sprawę do Rzecznika Praw Konsumenta, który w moim imieniu skontaktował się z uczelnią. Po miesiącu kwota została z powrotem przelana na moje konto a uczelnia jeszcze sama zadzwoniła, żeby się upewnić czy uważam sprawę za zamkniętą...

A czy Wy zostaliście kiedyś oszukani? Co zrobiliście? Czy macie swoje sposoby na wadliwe produkty lub opieszałość firm? Czy próbowaliście zastosować metody, o których piszę?

Zmiana formuły bloga

Troszkę o tym myślałem. Chcę żeby to moje pisanie mogło wnieść cokolwiek do życia Czytelnika.

Początkowo kiedy założyliśmy bloga zaraz po wzajemnej kasacji profili na fellow chcieliśmy się pokazać. Wyszliśmy z założenia, że samo pisanie o nas może dać nadzieję każdemu kto jeszcze szuka, czeka. Tak szczerze jak się tylko da bez upiększania.

Szybko okazało się, że nie jest łatwo pisać gdy wszystko gra.

Dobry związek w takim moim subiektywnym rozumieniu jest troszkę jak własny dom. Cel ale jednocześnie fundament, na którym łatwo budować wszystko. Jeśli dom został dobrze zaprojektowany i solidnie wykonany po prostu w nim mieszkasz. Ten czas, uwaga, którą wiele osób poświęca na ciągłe naprawy, poszukiwania, zmiany dyktowane impulsem chwili... ogromny zasób czasowo-emocjonalno-finansowy możesz "zainwestować" w inne sfery notując trwały wzrost.

Nie uważam naszego związku za ideał, jest wiele spraw trudnych choć staramy się w każdej z tych sytuacji być po prostu razem. Nie ma moich problemów czy problemów Misiako. Zawsze są nasze i razem sobie z nimi radzimy. Sporo wnosi pewne podejście do związku jak do przesiębiorstwa :).

To wynika jeszcze z samych naszych początków. Długo byłem pewien, że Misiako kogoś tam ma i szuka sobie kolegi do pogadania na luźniejsze tematy. Później zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać o związku. Czym jest, czego uniknąć, na co postawić. Szukaliśmy w naszym otoczeniu związków, które sobie radzą i tych, które się zakończyły. Później razem analizowaliśmy które czynniki wpływają na przetrwanie, a które niszczą.
W końcu wykorzystując zebraną wiedzę, któregoś dnia postanowiliśmy zbudować razem tę formę relacji, którą wypracowaliśmy. Oczywiście to nie było tak suche. Jest zakochanie, jest miłość, ta emocjonalna i ta będąca poświęceniem, życiem dla drugiej osoby. Cały czas jednak przyświeca nam wspólny cel a wszystko działa jak silnik diesla. Bez szkodliwego szału, wielkich uniesień i upadków idziemy razem.

Właśnie dlatego zdecydowałem się na pewną modyfikację formuły. Każdy niesie ze sobą jakieś know how. Drobne zmiany, nie wymagające nakładów a dające wymierną korzyść. Taką skromną część, którą otrzymałem od innych ludzi, stosuję i chciałbym przekazać dalej. Przestawię tylko i wyłącznie te pomysły, które sam stosuję wraz z wyłącznie tymi korzyściami, które udało mi się realnie a nie potencjalnie osiągnąć.

Pojawią się także wpisy z testami modyfikacji, które dopiero wprowadzam i sprawdzam co się stanie. Będę testował zarówno przepisy kulinarne, diety jak i metody nauczania, organizacji czasu, nowe miejsca, produkty, formy spędzania wolnego czasu czy ciekawe pomysły uprzyjemniające pracę, polecał i przestrzegał.

niedziela, 18 marca 2012

O minimaliźmie, listach zakupów, mierzeniu i przecenach

Przepraszam za wysyp tematów w klimatach bloga Kasi T. po przerwie. Na intrygi i akcję może kiedyś przyjdzie czas, na głębsze przemyślenia miejmy nadzieję też. Raz na jakiś czas warto zwrócić uwagę na te drobniejsze kwestie.

Dziś chciałem się podzielić kilkoma trickami, które ratują portfel i ułatwiają życie (make life easier :P). Dzięki zastosowaniu nie tylko znacznie ograniczymy wydatki ale dodatkowo zaopatrzymy się w rzeczy, których brakowało ale tego nie zauważaliśmy.

Minimalizm. Raz na jakiś czas warto przebrać to co posiadamy i ocenić jak często dana rzecz jest używana. Możemy szybko dojść do wniosku, że praktycznie non stop nosimy to samo a większość garderoby leży i się kurzy. Teraz weźmy te nieużywane rzeczy i chwilę zastanówmy się czemu je kupiliśmy, co sobie wyobrażaliśmy, jakie miało być ich zastosowanie i wreszcie - dlaczego nic z tego nie wyszło.
Ja sam tak grzebiąc w szmatkach łapałem się ciągle na na kilku złudzeniach:

  1. "Rzecz jest ładna choć nie wyglądam w niej rewelacyjnie... no ale schudnę i będzie lepiej. To będzie mój motywator do schudnięcia, kupuję!". Efekt - zanim schudłem już dawno zapomniałem o tej rzeczy, baaa , czasem okazuję się, że po schudnięciu wygląda jeszcze gorzej.
  2. "Te buty się rozchodzą a to taka okazja... 200 zamiast 600 zł!"... Efekt- kasa wydana a potem   kupujesz wygodne trampki za 50 zł i chodzisz do zdarcia.
  3. "Jaki piękny kolor...: Co z tego jeśli nie jest dobrany po cerę, typ kolorystyczny i resztę garderoby?" Takie szaleństwa czasem się sprawdzają ale zwykle i tak wraca się do swoich ulubionych barw.
Warto pozostać przy rzeczach najczęściej używanych i tych wyjściowych. Cała reszta może posłużyć  komuś innemu. Oddając znajomym czy bardziej potrzebującym trochę łatwiej przełknąć własną zakupową głupotę choć najlepiej po prostu kupować mądrze. Kiedy ograniczymy się do kilku rzeczywiście używanych rzeczy możemy przejść do następnego etapu.

Modernizacja. Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu. Czemu akurat te spodnie, ta koszulka? Trzeba pamiętać - im więcej odpowiedzi znajdziemy tym większe oszczędności... Jak to było u mnie. Obejrzałem niezliczone pary spodni i wyszło, że non stop chodzę w dresie i czasem w starych rurkach. Czemu? Wszystkie trzy pary mają w składzie materiały elastyczne dzięki czemu są o niebo wygodniejsze od zwykłych jeansów. Dostosowują się także do zmieniającej wagi (elastyczny pas - choć to zgubne :)). Kolejne pary powinny być elastyczne, jak najwygodniejsze, trzeba dokupić jeszcze dresowych bo mam tylko jedną parę.

W dodatku dzięki temu ograniczeniu ilości ubrań zauważyłem, że od roku chodzę w plastikowym pasku z przeceny, który jest już w całkowitej rozsypce... Podobnie jak torba. 

Znów mogłem pomyśleć czemu tak intensywnie używałem tych elementów garderoby nie myśląc nawet o ich wymianie? Odpowiedź to minimalistyczne wzornictwo i względnie dobra jakość. Jeśli coś spełnia swoją funkcje i pasuje o wszystkiego," chowając się" jak tło nie myślimy o wymianie. Znów klucz.... Oczywiście wymieniłem zniszczone rzeczy na podobne, lepszej jakości. 

Przy modernizacji dobrze prześledzić nowości i usprawnienia. Nie można zamykać się do modeli i krojów które już znamy. Wszystko idzie do przodu i czasem drobny szczegół, kieszonka, nowy materiał mogą znacznie ułatwić codzienność.

Lista zakupów. Wiem już czego potrzeba więc mogę się zabrać do... listy! (Nie , wcale nie do żadnego centrum handlowego ;)). Listy możemy tworzyć samodzielnie na kartce lub z pomocą witryn niektórych sklepów. Zasada jest taka, że lista musi dojrzeć!!! To bardzo ważne by czekała. A my co jakiś czas wchodzimy na nią i modyfikujemy. dopisując nowe rzeczy. Mogę się z każdym założyć o wszystko, że za każdym razem gdy będziesz wchodzić na swoją listę zakupów usuniesz z niej coś! Zawsze tak jest, że część zakupów okazuje się chwilową zachcianką. Po odczekaniu pewnego czasu kupujemy rzecz, która najdłużej gości na liście wstrzymując się od reszty. Nie licząc prawdziwych okazji i chwil olśnienia w centrum handlowym, gdy coś jest od razy takie i potem służy latami,  zaoszczędzimy ogromne kwoty.
Mierzenie. Nigdy ale to nigdy nie wolno kupować bez mierzenia. Nawet jeśli znamy ten model i lubimy trzeba! Wystarczy drobna różnica w odcieniu koloru, suwak, zaszewka by całkowicie zmienić całość. Tak samo z rzeczami, krojami za któymi nigdy nie przepadaliśmy. Zawsze trzeba wziąć kilka do przymierzalni bo decyduje  efekt końcowy. Dotyczy to nawet głupiego zakupu t-shirtu. Może nie ma się czym chwalić ale ostatnio by kupić 2 koszulki przymierzyłem ich ok. 30 w różnych sklepach. Albo jest idealnie albo zostawiam. Nie ma się czego wstydzić. 
Przecena. Jeśli stosujemy listę zakupów przecena jest jak Joker czy wygrana w Totka. Mamy już pełną listę rzeczy, które chcemy mieć. Jeśli nie jest to artykuł pierwszej potrzeby warto zaryzykować. Po przymierzeniu, jeśli jest już pewność, że to to (oczywiście mam na myśli te troszkę droższe rzeczy) czekamy. W wielu przypadkach nie musimy chodzić do samego sklepu, wystarczy sprawdzać co jakiś czas w sklepie internetowym, który prowadzi coraz więcej firm. Czekamy na przecenę, jeśli uda na się kupić w niej artykuł w naszym rozmiarze, za połowę lub jedną trzecią ceny to traktujemy to prawie jak wspomnianą wyżej wygraną!!! Jest też prawdopodobieństwo, że do czasu przeceny rzecz może okazać się niepotrzebnym kaprysem. To także wygrana bo pieniądze zostają w kieszeni!

Po co tyle zachodu? 
Jeśli masz konto internetowe i płacisz głównie kartą zrób sobie wyciąg z zeszłego roku, uporządkuj wypłaty według odbiorców i oddziel swoje ulubione sklepy odzieżowe. Teraz porównaj to z kwotą, która wydałeś na rzeczy noszone na co dzień.... Ile tysięcy różnicy?

Inne sklepy. Stosując te metody możemy sobie spokojnie pozwolić na produkty z najwyższej półki. Moja gwarancja na "awans" ze straganu z rzeczami jednorazowymi do Zary czy innych lepszych sieciówek. Względnie stamtąd do sklepów z szytą w Europie odzieżą premium. I to przy zachowaniu podobnej lub niższej kwoty przeznaczanej na garderobę.

Wsparcie i dotacje. A może połowę zaoszczędzonej kwoty przelewać na cele charytatywne do organizacji, o których wiemy, że działają? Tyle ich jest i bardzo często cierpią na brak funduszy.

Niezależność. Nie tylko znacznie większa niezależność finansowa, gdy dłuższy czas mamy na koncie rezerwy ale niezależność od pewnych manipulacji systemu. Każdej firmie zależy byśmy kupowali jak najwięcej, najlepiej impulsywnie i nie to co chcieliśmy. Kto wtedy tak naprawdę podejmuje decyzję? Ty? Przy stosowaniu wyżej wspomnianych metod możemy być pewni, że zakupy wynikają z naszych własnych rzeczywistych potrzeb.

piątek, 16 marca 2012

Z rurek w dresy, z dresów- w rurki

Chodzę tak ostatnio więcej po osiedlu. W końcu samo wyjście z trzema psiakami wymaga pewnego spaceru. Co nowego zauważyłem? Rurki u panów, u których nigdy bym się tego nie spodziewał. Początkowo zastanawiałem się skąd na naszym osiedlu tylu panów, przyodzianych w spodnie kojarzące mi się ciągle jeszcze z centrum Warszawy i stałymi bywalcami sieciówek.
A nie. Rurki po 7 latach od wejścia do męskiej mody w końcu trafiły pod prawdziwe strzechy, do miłośników total look spod znaku nike i adidas :)( Pamiętam jaka to była niesamowita nowość i wręcz dziwactwo w 2005. Można było je kupić zaledwie okresowo, w HM, raz w House, niektórzy kupowali damskie, ja zwęziłem u krawca dwie pary starych jeansów).
Czasem ci panowie, którzy się przesiedli z dresów w rurki wyglądają w tym dość zabawnie...na pewno zdecydowanie mniej złowrogo. No i widać jakie chude nóżki były przez lata chowane pod tymi szerokimi dresami. Czasem gdy widzę z tyłu parę na podstawie dolnej części ciężko się domyślić kto jest kto :) No ale cieszę się, że w końcu coś ruszyło i jak założę sam jakieś stare nikt nie powie: ej patrzcie jakie dziwne ma spodnie :)

A teraz od zjawisku odwrotnym. Dres bawełniany. Jeszcze jakiś czas temu założenie czegoś takiego poza treningiem uchodziło za jakiś szczyt niedbalstwa, w najlepszym razie skrajne umiłowanie wygody. Rok temu sytuacja się zmieniła. Dresy, traktowane na równi z jeansami pojawiły się w sieciówkach. ZARA wypuściła model z lekko obniżonym stanem , rozporkiem i szlufkami na pasek - do kolan jak rurki, wyżej sporo szerszy, z zaszewkami. Powiem tak - kupiłem go już na przecenie za 39 zł i były to jedyne spodnie które nosiłem do totalnego zajechania (a nawet czasem po...). Wygoda nieporównywalna z niczym innym... no co najwyżej z brakiem spodni plus krój klasycznych eleganckich spodni. Po prostu hit. W tym roku podobne modele można kupić w ZARZE czy Bershce (w czterech kolorach). Przyznaję bez bicia - wszelkie rurki leżą na dnie szuflady a ja non stop tylko w dresie.
No względnie na eleganckie okazje nakładam błękitne chinosy od Misiaka. Rewelacja!

A..i w ten oto sposób, dzięki prostemu odwróceniu ról. w przyrodzie znów jest równowaga dresowo-niedresowa

Poniżej modele dostępne w tej chwili:
Allegro (49 zł)
Zara (takie zamki błyskawiczne też są teraz bardzo modne choć dość odważne) 169 zł (czekam aż przecenią)

Bershka (takie noszę :)) z t-shirtem, w podobnym kolorze i czarną elegancką kamizelką lub kurtką z czarnej skóry ekologicznej.

środa, 14 marca 2012

Po przerwie

A tak wyszło... Lubię skupiać się na jednej rzeczy i dopiero gdy osiągnę efekt zmianiam na inną. Tak było z remontem.
Chciałem zwiększyć jednocześnie funkcjonalność i estetykę pokoju, pogodzić to z nowymi trendami a wśród nich wybrać rzeczy dobrze zaprojektowane i ponadczasowe. Zabawne jak można ze sprawy w gruncie rzeczy prostej zrobić wyzwanie pełne dylematów a przyjemne wybory uczynić poważnymi rozważaniami...
W skrócie powiem, że stanęło na białej meblościance (Besta IKEA), białych lekko różowawych ścianach (Dulux Perłowy Świt), jasnoszarym wełnianym nakryciu łóżka i zasłonach z niebarwionego płótna. Proste, nierzucające się w oczy rzeczy a np. policzyłem, że obejrzałem dokładnie asortyment trzech dużych centrów meblowych i kilkadziesiąt meblościanek w necie (z dostępnych ok. tysiąca). Na szczęścię już skończone, można mieszkać i o wszystkim zapomnieć a minimalistyczne otoczenie nie kusi do rozważań typu: czy to na pewno dobry odcień.... W dobrym wnętrzu człowiek zapomina o jego istnieniu i skupia się na sprawach naprawdę ważnych.
A takich trochę się uzbiera. Od początku naszej znajomości Misiakos wszelkimi znanymi sobie sposobami perswadował mój powrót na niedokończone studia. Muszę przyznać, że sytuacja diametralnie się zmieniła i coś co wydawało mi się kosmosem jest coraz bliżej. Gdy tylko obaczył, że taką opcję zaczynam rozważać sam zadzwonił do dziekanatu i okazało się, że nie będzie problemu.
Jestem Ci Misiako niesamowicie wdzięczny bo tylko ta perspektywa daje jakąs nadzieję - na wyrwanie się z wszelkiego typu fabryk korporacyjnych, które tak naprawę niewiele się od siebie różnią. OK, wiem, że studia same w sobie niewiele mogą pomóc. Przekonałem się o tym dawno temu i wszedłem na rynek pracy kilka lat przed rówieśnikami. Byłem dumny z siebie gdy na spoktaniu z moją klasą z liceum byłem wśród może trzech osób ze stałą etatową pracą i zarobkami powyżej średniej krajowej. Z biegiem czasu jednak przekonałem się, że to pułapka.
Abym mógł zacząć studiować potrzebuję po pierwsze czasu w ciągu roku a po drugie funduszy. I tu jest w tej chwili pies pogrzebany.
Mam czas do konca września na zarobienie sumy, któa będzie towarzyszyła mi przez kolejnych 10 miesięcy. Zostałem przyjęty do starej firmy na umowę zlecenie na pewne stanowisko, ze sporymi wymaganiami odnośnie pracy ale też sporymi zarobkami. Posiedziałem tam kilka dni obserwując pracę innych aż tu nagle okazało się, że kadry nie chcą się zgodzić na mój powrót. Ot tak.
Na nic się zdały interwencje mojego nieoszłego przełożonego czy kierownika oddziału. W końcu sam do tych kard zadzowniłem a rozmowa była co najmniej dziwna. Dowiedziałem się, że nie po to dostałem niemałą odprawę, żeby po miesiącu od ustania stosunku pracy wracać na zlecenie (!).
Czyli co - lepiej siedzieć w domu :) A tak wogóle to one teraz szykują sporą grupówkę (zwolnienia grupowe) i się boją, że jeśli mi pozwolą wrócić to zaraz wszyscy będą chcieli (ooo na pewno!!! już widzę te tłumy powracających). Najlepiej się wypiąć tak? Ponarzekać na niesprawiedliwość i szukać szczęscia gdzieś indziej. Tak robi większość osób, nawet zwolnionych z własnej winy.
Nie wdając się w szczegóły ja do końca swojej pracy miałem dobre wyniki ale z racji restrukturyzacji oddział, w którym pracowałem przeniesiono do innego miasta dając mi do wyboru przeprowadzkę lub dobrowolne odejście z odprawą.
Jeśli zostałem niedługo potem przyjęty do innego działu znaczy tylko, że umiem się szybko dostosować do zmian. Z ich neoliberalnego punktu widzenia - sytuacja idealna, pracownik sam sobie znajduje miejsce gdzie jest potrzebny i pracuje dalej jakby nigdy nic. Ale nie, bo to jest neoliberalizm wybiórczy - z jednej strony hasło "cała firma na zleceniu" i rozszerzanie tej formy zatrudnienia do coraz wyższych stanowisk w miejsce likwidowanych etatów (z niecierpliwością czekam, aż same panie z kadr przerzucą się na tę formę zatrudnienia :)) ale z drugiej masa wewnętrznych regulacji krępujących ręce na każdym kroku wyjmowanych jak as z rękawa na zasadzie: my (firma) robimy co chcemy bo neoliberalizm, deregulacja, kryzys itp. a Ty masz robić dokładnie tak jak chcemy bo na kązdym kroku znajdzie się jakiś paragraf z regulaminu. Powodzenia.

piątek, 20 stycznia 2012

Wyjście

Tak mili państwo, mimo nie sprzyjających warunków atmosferycznych wyszedłem dziś z domu. Umówiłem się z koleżankami z byłej/obecnej pracy (no bo nadal na papierze jestem pełnowymiarowym etatowcem).  Jak to określił te nasze spotkania Misiakos - konszachty z dziewczynami.  Musiałem się spieszyć - obudzony o 14stej szybko ubrałem się, wyszedłem z piechami i bez śniadania poleciałem do metra.
Były wspominki, szczególnie ex przełożonej, którą zgodnie uważamy za najbardziej zjawiskową postać na naszej drodze życia - niekoniecznie w pozytywnym sensie.

Jej teksty - choćby "malutkiego" bo tak lubiła zwracać się mężczyzn. Tęsknie kiedy pomyślę, że któregoś dnia zasiądę znów za biurkiem. Będę miał normalnego przełożonego, który wie na czym polega moja praca (ehhhh) i w dodatku sam robi coś więcej niż wysiadywanie na Sympatii, względnie kawa i obgadywanie z przyjaciółką potencjalnych gachów - "dup", tak żeby cały open space mógł usłyszeć kto jest na tapecie.
Posiedzieliśmy tak w wirze plotek na piętrze w Galmoku, potem jeszcze musiałem zjeść śniadanie i zaprowadziłem naszą grupę do fast foodu.
Monia wymyśliła sobie, że powinienem wziąć ślub z Misiakiem - no bo one są wszystkie już po ślubie i tylko ja odstaję. No właśnie - mogę to za dużo powiedziane.Żarty żartami ale zacząłem się na poważnie zastanawiać cy dałoby się zrobić coś pośredniego.
Swego czasu czytałem trochę o parach, które związały się za granicą i mieszkają w Polsce. Nikomu nie polecam. Albo zmienią się przepisy albo zrobimy coś pośredniego. Tylko w przypadku jednej i drugiej opcji pojawia się pytanie - kiedy?
Na zmiany w prawie raczej się nie zapowiada. A co do nieoficjalnego kameralnego ślubu? Po pierwsze kiedy? Jakie wydarzenie miałoby być bodźcem do takiego ślubu? Gdzie z kim i jak.No i przede wszystkim - po co? Czy taka niby ceremonia wniesie coś poza jeszcze jednym potwierdzeniem, że się kochamy? Widzę to na każdym kroku. Czy dzięki niej będziemy bardziej akceptowani jako para? Raczej tak samo. No i wreszcie - w c się na taki ślub ubrać... Osoby, które mnie znają wiedzą, że prędzej czy później to ostatnie zdominowałoby przygotowania do ceremonii a jeszcze długo po rozważałbym warianty - czy nie lepiej było założyć tamto, siamto...
Póki co liczę, że przyjdzie taki moment, że będzie można dokonać takiego aktu niosącego za sobą konsekwencje prawne. A inne formy - poza chwilowym poczuciem się dobrze przy sporej dawce małpowania par hetero - raczej nie wniosą nic więcej poza samą impreza.
Pytanie czy tak czy nie ciągle uważam za otwarte - może życie podsunie samo pomysł?

wtorek, 17 stycznia 2012

Poniedziałkowe lenistwo i noc ostatnia

Siedzę tak teraz z tą kawą i robię miśkową prezentację. Codziennie liczę, że to już koniec ale nie... Kto powiedział, że będzie łatwo. W ramach urozmaicienia i tu skrobnę.
Obudziłem się później niż zwykle, wstałem z łóżka ale w radio nie było muzyki. Za to dzowniła U., za trzecim razem odebrałem. Nie mogę być taki okropny bo któregoś dnia telefon zamilknie na zawsze. Okazało się, że musi kupić chłopakowi ciepły dres na zimę. Zaproponowałem, żebyśmy poszli do outletu. Bardzo dobry znajduje się niedaleko mojego domu. I tym sposobem mogliśmy się spotkać. W klepie widziałem sporo - może aż za sporo - rzeczy dla mnie. Takie buty i takie i inne :D. Na szczęście akurat dziś nie miałem budżetu na buty choć jedne czarno-srebrne nike prawdopodobnie kiedy budrzet - pensja stycziowa - się pojawi pędem nabędę.
Później wpadliśmy na cheeseburgera. No i domek. Mam wrażenie, że robię wszystko, żeby tylko nie zabrać się do roboty, na któą czeka Miś... Przeczytałem historię (uwaga) meblarstwa. Akurat śledząc tą (skądinąd bardzo ciekawą) stronę znajomy napisał na FB. Myślał, że żartuję, kiedy napisałem co robię. A ja naprawdę zaczytywałem się historią meblarstwa! :D
Potem doszedłem do wniosku, że zmienił mi się gust meblowy i gdybym dziś urządzał pokój wszystko byłoby inaczej. Nie byłoby może w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ostatni wystrój powstawał w drugiej połowie ubiegłego roku ;) Poprzednio miało być nowocześnie w duchu estetyki lat 60-80 trochę prlowsko...

Teraz zrobiłbym nowocześnie ale we współczesnym rozumieniu, dużo skromniej, wręcz skarajnie minimalistycznie z brzozowym drewnem i bielą...Przyznaję się, że uległem designowi japońskiemu a w szczególności jego komercyjnej formie  ze sklepu MUJI. Tak to głupio jest człowiek skonstruowany, że kiedy nie ma nic dąży do zdobycia jak największej ilości rzeczy, później rzeczy pasujących do siebie, dobranych pod konkretną wizję a na końcu teskni za brakiem, minimalizmem- i koło się zatacza.


Na koniec stwierdziłem, że dałem się złapać w szpony niekontrolowanej konsumpcji i mam nie do końca równo pod sufitem.

Fajna stronka z historią designu i meblarstwa:
http://www.historiasztuki.com.pl/90_DESIGN_STORY.html

MUJI - ktoś porównał do japońskiej ikei ale po pierwsze dużo skromniej a po drugie ceny też dla japończyków:
http://www.muji.com.pl/

sobota, 14 stycznia 2012

Biała noc

Prawie cała noc zeszła mi na robieniu Miśkowi prezentacji. Chwileczkę... nie tyle robieniu co zbieraniu się do robienia. Aby urozmaicić czas odpaliłem sobie gg i okazało się, że tylko ja nie śpię. Napisałem się z D. za wszystkie czasy a już na pewno za ten ponad miesiąc przerwy kiedy nie miałem internetu. Kącik porad sercowych ale bardzo się cieszę kiedy mogę kogoś pocieszyć albo chociaż uprzedzić. Wiadomo- jeśli sam mam przerobiony w życiu pewien temat i widzę, że inna osoba przeżywa dokładnie to samo mogę powiedzieć co było dalej w moim przypadku. Choć może każdy musi sam to przerobić. A mi łatwo tak siedzieć wygodnie na sofie i słać komunikatorem złote myśli kiedy czasy złamanego serca, jednostronnego uczucia coraz bardziej jawią mi się jako coś bardzo dawnego, prawie baśń. Pytanie czy rzeczywiście diametralna zmiana sytuacji była moją zasługą czy po prostu w pewnym momencie przyszedł już czas na relację spełnioną, a taką jest związek z Misiakosem.
Tak czy inaczej wstawanie nie było lekkie a dziś czeka jeszcze więcej pracy. Przede wszystkim muszę wyjść do mojej roboty dorywczej. Siedzę tak teraz i szukam motywacji do ruszenia szanownych czterech liter z wyra. Pora na mocną kawę i tajną broń na wstawanie - piosenkę z "Kleksa w Komosie" :D.To jeden z najbardziej energetycznych utworów jakie odkryłem w ostatnich miesiącach.

piątek, 13 stycznia 2012

Gracjan powrócił

Na pewno pamiętacie... Coś mi się wydaje, że to była pierwsza (albo jedna z pierwszych na taką skalę) polska postać wykreowana na YouTube.
Latem 2008 roku poszliśmy ze znajomymi na ognisko do Powsina i kolega P. po kilku piwach śpiewał w lesie "Gratkę w błotku" czy inne dzieła z repertuaru Gracjana. To jest zdarzenie, dzięki któremu mogę w przybliżeniu określić kiedy przypadał szczyt sławy Gracjana.

Gracjan wrócił na karnawał 2012... Bardziej komercyjnie. Moja siostra pokochała tą piosenkę i puszcza codziennie po powrocie z pracy. Dla pozytywnego kopa i poprawy humoru - o to chodzi!. Sprawy bardziej etyczne związane z internetowymi gwiazdami/ofiarami zostawię może na inny czas.

Zaraz i ja zapuszczę na amatorku bo muszę Misiakowi pomóc w robieniu jednej prezentacji a najchętniej bym pospał :) Zabawa, zabawa trwa :P

wtorek, 10 stycznia 2012

No i nie posiedzę w domu

W pażdzierniku straciłem pracę. Faktycznie bo formalnie nadal jestem zatrudniony ale zwolniony z obowiązku świadczenia pracy :) Zabawne, że firmie bardziej opłaca się, żebym się w niej nie pojawiał. Może za dużo kawy piłem, cukier też drożeje nie mówiąc o ogrzewaniu. Fakt, że nie moge podjąć innej pracy do końca stycznia. W sumie w tym siedzeniu w domu zacząłem coraz lepiej się odnajdywać - chyba nie za dobry znak?
Kilka dni temu zrobiłem sobie konto na pracuj. Póki co tak dla picu - niech będzie. Z ciekawości co się stanie w piątek kliknąłem aplikuj na stanowisko w jednym z banków. W poniedziałek już dostałem telefon. Okazało się, że jak w tej reklamie społecznej - mam dobre referencje i mimo braku mile widzianego wyższego wykształcenia doświadczenie zawodowe mówi samo za siebie. Ledwo się zorientowałem co się dzieje a już mam lądować na dywaniku u być może- przyszłego dyrektora...
Sam nie wiem czemu ale trochę się boję. Jakoś nie nastawiałem się psychicznie na wir rozmów kwalifikacyjnych. Boję się przede wszystkim tego co mnie czeka na samej rozmowie a nie czy się dostanę... Tak dziwnie moja dotychczasowa "kariera" się układała, że mam na koncie tylko jedną rozmowę kwalifikacyjną :) A po niej wiele lat pracy w tej samej firmie. W międzyczasie słyszałem od znajomych o coraz bardziej wyrafinowanych sposobach rekrutacji, jakichś scenkach czy przedsięwzięciach przypominających zadania z reality shows. Właśnie boję się tego zderzenia. Moje "neoperelowskie" podejście kontra nowoczesne metody rekrutacji i  stali bywalcy takich wywiadów mający te wszystkie tricki w małym paluszku.
Pociesza jedynie fakt, że pracować nie muszę teoretycznie do wakacji a każdy zarobiony w tym czasie grosz będzie miłym dodatkiem. Jeśli zamiast dyrektora i miłej pani kadrowej ujrzę kamerę i przebierańców wiem, że nie muszę się w to bawić.

sobota, 7 stycznia 2012

Disco Polo

Synonim szczytu obciachu w czasach boomu popularności. Warto wiedzieć, że nadal ta muzyka funkcjonuje i z dala od miasta "rządzi" w dyskotekach. Z braku nowych, ciekawych dla mnie polskich produkcji i wyczerpaniu repertuaru staroci postanowiłem zobaczyć co ciekawego dzieje się w naszej poczciwej twórczości tanecznej.
Pierwszą sprawą jaką zauważyłem jest pewien podział. Część zespołów discopolowych nadal gra tak jakby były lata 90., zero zainteresowania tym co dzieje się choćby w tej najbardziej kiczowatej muzyce europejskiej. Nawet stroje gwiazd żywcem wyjęte z końca lat 90. Drugi "nurt" przeciwnie - szybko podłapuje trendy, słychać wyraźnie wpływy electro house czy europejskiego dance. Zastanawiać się można czy to ciągle disco polo czy już po prostu polska muzyka taneczna nie najwyższych lotów.
Najciekawsze są dla mnie remiksy starych piosenek, kanonu disco polo z czasów boomu. Zderzenie charakterystycznych melodii muzyki chodnikowej z elementami współczesnymi"


A tu dla odmiany "nowoczesne" disco polo":


Powstają też teledyski, choć poziom ten sam co za czasów Shazzy... Pełna dosłowność. Kiedy wokalistka śpiewa "gorzką kawę piję dziś" obowiązkowo w teledysku przechyla filiżankę a na twarzy pojawia się grymas :D

piątek, 6 stycznia 2012

Jak się widzą zakochani?

W Nowy Rok Misiako miał wybrać film do wspólnego ogądania. Poprosiłem żeby to było coś co szczególnie lubi. Padło na film o II Wojnie Światowej. Nie sama fabuła jest ważna. 
Kiedy tylko na ekranie pojawił się Jude Law Misiako zaczął doszukiwać się podobieństw ze mną. Wyszło na to, że mniej więcej tak mnie widzi. Serce potrafi robić psikusy choć On będzie się upierał, że to postrzeganie Kociej fizyczności jest jak najbardziej obiektywne.
Złapałem się na tym samym kilka dni później. Przeglądałem bieliznę w sklepach internetowych. W jednym z nich trafiłem na modela, który łudząco przypomina mi Misiaka. Jest tylko odrobinę bardziej przypakowany, za to Misiakoso ma inne brwi, coś w typie Colina Farrella i identycznie je unosi przy różnych okazjach... aaaa i jeszcze ładniejsze oczy...

No tak... ;)

wtorek, 3 stycznia 2012

99,5 kg

To jest waga wyjściowa ;).Od dziś zaczynam ją zbijać a rezultatami uczciwie podzielę się z Czytelnikami. Mam już wprawę w zbijaniu wagi - pora włączyć do walki sprawdzone narzędzia:
  1. Płatki owsiane - najlepiej na wodzie, dają uczucie sytości na długi czas, zawierają cenne składniki, dzięki którym przez cały dzień masz masę energii 
  2. Rower jako auto - wsiadam na moją Meridkę i robię kilosy po stolicy a na koniec zajadę do U. na ploty - w ramach nagrody.
  3. Pulsometr - wyznaczam sobie limit kalorii do spalenia i jadę tak daleko, aż osiągnę wyznaczony target. Na dziś - 1000 kcal. Nawet jeśli pomiary nie są tak dokładne a kalorie to mit wynik jest w jakiś tam sposób miarodajny w stosunku do włożonego wysiłku i pozwala śledzić postępy.

Nowy Rok


Poświąteczny okres okołosylwestrowy spędziliśmy razem w rodzinnej miejscowości Misiakosa. Dla mnie najważniejszy był sam gest rodziców Misiaka. Podczas noworocznych życzeń przy szampanie poczułem się jak ważny człowiek, który będzie od tej pory jakąś częścią tej rodzinki. Błogosławieństwo Teściów to coś bez czego byłem gotów żyć a tu proszę - miła niespodzianka. Wyprawiali własną imprezę sylwestrową i po życzeniach zaproponowali nam byśmy w końcu z nimi usiedli. Nie byłem jeszcze gotów bo wśród gości znajdowały się także osoby, które nie wiedziały o nas i wiedzieć nie muszą. Jeśli popełniłbym bład w grze mógłbym skazać Misiaka na bycie nowym tematem plot... Nie o to chodzi ale sam gest doceniam.
Może nie najhuczniej ale elegancko przywitaliśmy ten nowy rok ciągle nie mogąc się sobą nacieszyć. To był świetny czas!
Misiak zauważył,że coś z mi z przodu wyrasta i nie chodzi o .... Widząc mój apetyt i pochłanianie żywności niczym odkurzacz zmusił do stanięcia na wadze. Moje subiektywne odczucie świątecznego spulchnienia znalazło odbicie w liczbach - 99,5 kg! Tak jest mili państwo - już niewiele brakuje do trzycyfrowej wagi  :) Tego dnia Misiak zamiast ciasta na wieczór przyniósł mi z kuchni płatki zborowe w miseczce. Żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia jego miny, kiedy powiedziałem, że takie płatki są najlepsze z tłustą śmietanką....
Wiem, że kocha mnie z powodów nie mających nic wspólnego z wagą a swoją drogą bardzo lubi ten mój niefiligarmowy wizerunek, owszem. Z drugiej strony powoli łapię się na efekcie "po ślubie". Nie może tak być.Od początku stawialiśmy na ciągłe zdobywanie i choćby z czystej konsekwencji nie mogę, aż tak dramatycznie odpuszczać. Od jutra dieta!