O zjawisku zrobiło się głośniej w tym roku. Chodzi o ubieranie się w taki sposób ani nie wyróżniać się z tłumu. Trend może być odpowiedzią na świat, w którym wszyscy chcą się wyróżnić, wystylizować. Kiedy czegoś jest zbyt dużo zaraz pojawia się moda w postaci totalnego zaprzeczenia.
Za ikonę tendencji zwykło się uważać m.in. Steve'a Jobs'a, Twórca Apple znany jest także z prostych jeansów w połączeniu z czarnym golfem. Co ciekawe, Jobs zamówił swego czasu sto identycznych czarnych golfów u japońskiego projektanta. Zabieg jak najbardziej świadomy, skrajny minimalizm, który stał się jego wizytówką. Trwały znak rozpoznawczy w przeciwieństwie do stylizacji celebrytów - kto pamięta choćby jedną? (Poza słynnymi totalnymi wpadkami).
W wersji radykalnej normcore oznacza kupowanie ubrań w supermarketach, tych najprostszych z możliwych. Amerykański stylista Jeremy Lewis określił normcore jako "taki look na nic".
Mi bardzo podoba się zjawisko w wersji bardziej umiarkowanej ale traktowane szerzej. Nie potrafiłbym całkowicie nie przywiązywać wagi do stroju, Z drugiej strony percepcja mody nie idzie w najlepszym kierunku. Jeszcze kilka lat temu temat nie był tak popularny, zwłaszcza u panów. W przeciwieństwie do "branży", którą z dużą precyzją można było rozpoznać na ulicy właśnie poprzez strój zgodny z aktualnymi trendami.
Teraz sytuacja się zmienia i moda staje się masowa. Ale w tej masowości mody męskiej kryje się pułapka. Często jako aktualne, traktowane są rzeczy sprzed kilku - powiedzmy 5 lat, połączone z pogardą dla tych naprawdę aktualnych. Pamiętam jakiś czas temu wyjścia na papierosa w byłej pracy z panami, którzy dyskutowali o strojach ("jak to modnie mieć teraz okulary ala Raybany, gdzie kupić tanie podróbki"' "może odważyć się i kupić kolorowe rurki", "Dałem cztery stówy za te Lacoste") a jednocześnie podśmiewali się z chłopaka ubranego w jeansową oversizową kurtkę, adidasy New Balance i plecak w azteckie wzory ("wyglada jak z pegieerowskiej wsi"). Chłopak ich wyprzedzał modowo właśnie o te pół dekady.
Tylko czy to zdrowe tak bawić się w wyprzedzanie albo oryginalność na siłę. Czuwać, żeby być bardziej na czasie i nie dać się dogonić. Normcore może być jedną z odpowiedzi. W oryginalnej formie zakłada noszenie ubrań typu basic, bezwzględny luz, świadome zerwanie z konsumpcyjnym podejściem do mody.
Kazda tendencja w pierwotnej formie musi być wyrazista, za to wybierając z niej pewne elementy możemy zyskać:
- Schodząc z tonu , ograniczając reakcję na chwilowe mody i ilość kupowanych ciuchów zaostrzamy zmysły na prawdziwe trendy i zmiany. Zastanawiając się, czy w tym roku kupić dziesiąte "Raybany" błękitne czy z wzorem drewna na zausznikach możemy nie zwrócić uwagi na okrągłe okulary w metalowych oprawkach. Kupić mało a mądrze.
- Minimalizm w kolorze - wybieramy sobie dwa, trzy ulubione kolory i jesteśmy potem konsekwentni. Prawie każdy element szafy może być łączony dowolnie z innym, oszczędzamy mnóstwo czasu i proszku do prania. Co więcej tak skomponowana garderoba może być znacznie mniejsza. A kolory? Np.Biel i czerń. Od kiedy interesuje się modą nie pamiętam, żeby te kolory z niej wyszły. Raz jest czarny total look, raz biały a raz black&white... Tak samo szarość, błękit, granat. Nieśmiertelne kolory.
- Gra krojem - zakładając, że dajemy sobie spokój z "must have polskich projektantów"( i eliminujemy ze stroju naszywki z zamszu czy inne kraciaste mankiety na jeansach) możemy skupić się na tym jak dana rzecz jest uszyta. I tu niespodzianka - kroje naprawdę ewoluują. Zmiany nie są tak częste ale to tym lepiej - wybierając trafnie możemy nawet kilka lat nosić tę samą rzecz. Np. czarne rurki - jeszcze do niedawna chodziłem czasem w kupionych kilka ładnych lat temu w dodatku na przecenie za 60 zł... Gdybym teraz kupował poszukałbym zdecydowanie szerszych spodni, zwężanych jedynie w dolnej części nogawki.
- Praktyczność - co jest złego w noszeniu kurtki przeciwdeszczowej w deszcz? Albo butów do chodzenia po górach na szlaku. Co innego kalosze zakładane na cały dzień w mieście jeśli tylko pojawi się chmurka... Często te pseudostylizacje z boku wyglądają równie ciekawie jak elegantka, której zdjęcia w białych kozaczkach na górskim szlaku kilka lat temu obiegły internet (swoją drogą zwykła nylonowa kurtka z kapturem właśnie wraca do łask).
- Oszczędność - tu można dodać bardzo pożyteczną zasadę, którą pożyczyłem z blogów o oszczędzaniu: kupując nowe muszę pozbyć się starego. Wydaje się proste ale konsekwentne stosowanie tej zasady dramatycznie ogranicza zakupy (i to w każdej dziedzinie). Oczywiście warto sobie policzyć ile par butów czy spodni potrzebujemy.
- Powrót do lat 90. Tendencja idealnie wpisuje się w stylistykę lat 90., do których tak chętnie się teraz nawiązuje (i uważam, że tak zostanie - podobnie jak w okresie 2000-2009 praktycznie co roku mieliśmy jakieś reminiscencje lat 80.). Wystarczy obejrzeć stare odcinki "Przyjaciół" czy Beverly Hills 90210.
- Bogate wnętrze - tak czytając o tym całym normcore przez chwilę pomyślałem, że to może być odpowiedź na bardziej głęboką potrzebę - ludzi, którzy mają do zaprezentowania coś więcej niż metki na sobie... Więcej treści niż formy. Ale na tą treść musi być czas i miejsce. Tak porównałem sobie na własny użytek swoje życie do regału i oceniłem jaka część jest zajmowana przez ciuchy. Czy nie pojawia się dobrą okazją, żeby zrobić więcej miejsca na szeroko pojęta duszę?
- Zbliżenie do ludzi. Tu na pewno więcej do powiedzenia mieliby psychologowie ale mam wrażenie, że ten cały stylizacyjny szał, zwłaszcza w połączeniu z noszeniem drogich, markowych ciuchów oddala. Metka może dodać pewności siebie ale może też segregować ludzi, budzić zazdrość i niechęć bardziej niż szacunek. Świadomy brak metki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz