reklama adsense

środa, 21 marca 2012

Know How 2: Partner nie jest multifunkcyjnym robotem "all in one"

Korzyści: Uniknięcie jednej z pułapek relacji - izolacji na ludzi z zewnątrz w głębokim zaufaniu, że partner jest w stanie zaspokoić wszystkie nasze potrzeby socjalne.

Nie, nie nie i jeszcze raz nie :) Nie istnieje taki człowiek, nawet jeśli na początku może się tak wydawać. Prędzej czy później takie oczekiwania staną się zaczątkiem konfliktów czy nawet rozpadu.

Nasza relacja. Formę otwarcia na innych ludzi mamy wpisaną w "statut". Oczywiście nie ma to nic wspólnego z tzw. związkami otwartymi :). Po prostu szanujemy swoje różne zainteresowania, znajomych czy choćby inne poczucie humoru.
Któregoś dnia szliśmy ulicą i zadzwonił kolega Miśka. Praktycznie co chwila się śmiał a we mnie przez chwilę zrodziła się taka myśl: ktoś potrafi go rozbawić znacznie lepiej niż ja, może my się wcale tak genialnie nie dobraliśmy???"
Proste, jakaś forma zazdrości. Zaraz przypomniałem sobie o tej zasadzie... I ucieszyłem, że jest ktoś z kim ma lepsze "śmiechy". Zresztą ja mam podobnie i w zależności od tematu, na najlepsze plotki umawiam się z koleżanką M., najmodniejsze rzeczy wybiorę z U., jeśli horror to tylko z K, za to z G. mogę podyskutować o przepisach kulinarnych i osobowości Julii Child . itd.

Wcale to nie umniejsza roli Misiakosa. Tak jest normalnie a oczekiwanie, że w tych wszystkich dziedzinach będzie mi najlepiej towarzyszył jest utopią.

wtorek, 20 marca 2012

Know How 1: Reklamacje, Rzecznik Praw Konsumenta

Moje korzyści: 1200 zł (od 2008 roku), router Wi-Fi za darmo.

Skąd pomysł: Przez lata ściśle współpracowałem z Działem Reklamacji jednej z firm. Dzięki tej praktyce zrozumiałem jaką siłę ma reklamacja i jak mocno jesteśmy chronieni przez prawo. Za każdym razem kiedy jestem niezadowolony, czuję się oszukany ale nie chcę mi się złożyć reklamacji ze względu na ugodowy charakter myślę o dwóch rzeczach:

  1. Ile musiałbym pracować by zarobić na kwotę, którą mogę odzyskać przy postępowaniu reklamacyjnym.
  2. Składając reklamację mogę zapobiec podobnym problemom u innych w przyszłości.
Jak to działa od środka: Wiele firm, szczególnie tych o nieugruntowanej jeszcze pozycji w przypadku reklamacji zakłada bardziej proklienckie podejście niż wynika to z przepisów prawa. Dodatkowe rabaty przyznawane uznaniowo, kilka miesięcy abonamentu za złotówkę, kupon rabatowy dodany do zwróconej kwoty. Są także firmy, które poważnie analizują wybrane przypadki reklamacyjne by zdiagnozować skąd się biorą i jak ich uniknąć.

Pułapki: Są firmy, które ze względu na dużą ilość reklamacji korzystają z outsourcingu reklamacyjnego. Ludzie pracujący w takiej firmie zewnętrznej rozpatrują reklamacje metodą przemysłową. Grupa pracowników hurtowo otrzymuje pisma oraz ma wyznaczony bardzo krótki czas na decyzję. Ten czas jest naprawdę minimalny. Nie starcza go nie tylko na zrozumienie bardziej skomplikowanych spraw ale nawet na napisanie odpowiedzi. W praktyce rozpatrujący reklamacje stara się wyłapać o co mniej więcej chodzi klientowi a następnie stosuje jeden z kilkudziesięciu szablonów wprowazając jedynie dane klienta. 
Takie odpowiedzi na reklamacje z fabryki łatwo poznać: często są pozbawione logicznego sensu, napisane nieskładnie, nie po polsku. 

Co zrobić? Jeśli otrzymamy taką odpowiedź mamy jeszcze kilka dróg wyjścia. Po pierwsze odwołanie od reklamacji. Po drugie warto czasem wejść na stronę firmy, której sprawa dotyczy. Za każdą korporacja stoją ludzie. Znam wiele przypadków gdy jeden mail do pracownika wyższego szczebla (i to niekoniecznie z obsługi klienta) załatwił od ręki problem "nie do rozwiązania". Jeśli czujemy się naprawdę pokrzywdzeni uderzajmy prosto do ludzi z firmy, na stronie zawsze podany jest jakiś adres mailowy. W sprawach szczególnie nieprzyjemnych, niesprawiedliwych nie bójmy się napisać wprost do prezesa korporacji. Jeśli firmie choćby tylko oficjalnie zależy na klientach sam prezes stanie na głowie by dopilnować załatwienie tej sprawy poprzez swoich pracowników. To też tylko człowiek i często nie ma pojęcia co się dzieje poza światem słupków i wykresów :).

Kolejne drogi to stosowne wpisy na Facebookowym fanpageu firmy. także tego typu wpisy są monitorowane i możemy zostać wysłuchani. 

Na koniec pozostają instytucje państwowe, przede wszystkim Rzecznik Praw Konsumenta. Gorąco polecam stronę  UOKiK, na której znajdziecie wiele ważnych informacji i przepisów!!! Trzeba pamiętać, że istnieją firmy o ugruntowanej pozycji, które działają wbrew przepisom wiedząc, że tylko niewielki procent klientów te prawa zna i sprawę zgłosi. 

Poniżej przestawiam moją historię, w której dzięki Rzecznikowi odzyskałem 900 zł od nieuczciwej firmy.

Mój casus : Kilka lat temu zrezygnowałem ze studiów na prywatnej uczelni. Rezygnację złożyłem w terminie jednak zapomniałem wycofać zlecenia stałego na poczet czesnego. Przelałem omyłkowo 900 zł. Kiedy poszedłem do Dziekanatu wyjaśniono mi, że mimo rezygnacji wpłata na poczet czesnego została uznana za chęć kontynuowania studiów i tej kwoty już nie odzyskam, ponieważ uczelnia po wpłacie wpisała mnie na kolejny rok. Jeśli chcę zrezygnować muszę złożyć kolejne pismo ze skutkiem na koniec semestru i opłacić czesne także do końca semestru...
Zgłosiłem sprawę do Rzecznika Praw Konsumenta, który w moim imieniu skontaktował się z uczelnią. Po miesiącu kwota została z powrotem przelana na moje konto a uczelnia jeszcze sama zadzwoniła, żeby się upewnić czy uważam sprawę za zamkniętą...

A czy Wy zostaliście kiedyś oszukani? Co zrobiliście? Czy macie swoje sposoby na wadliwe produkty lub opieszałość firm? Czy próbowaliście zastosować metody, o których piszę?

Zmiana formuły bloga

Troszkę o tym myślałem. Chcę żeby to moje pisanie mogło wnieść cokolwiek do życia Czytelnika.

Początkowo kiedy założyliśmy bloga zaraz po wzajemnej kasacji profili na fellow chcieliśmy się pokazać. Wyszliśmy z założenia, że samo pisanie o nas może dać nadzieję każdemu kto jeszcze szuka, czeka. Tak szczerze jak się tylko da bez upiększania.

Szybko okazało się, że nie jest łatwo pisać gdy wszystko gra.

Dobry związek w takim moim subiektywnym rozumieniu jest troszkę jak własny dom. Cel ale jednocześnie fundament, na którym łatwo budować wszystko. Jeśli dom został dobrze zaprojektowany i solidnie wykonany po prostu w nim mieszkasz. Ten czas, uwaga, którą wiele osób poświęca na ciągłe naprawy, poszukiwania, zmiany dyktowane impulsem chwili... ogromny zasób czasowo-emocjonalno-finansowy możesz "zainwestować" w inne sfery notując trwały wzrost.

Nie uważam naszego związku za ideał, jest wiele spraw trudnych choć staramy się w każdej z tych sytuacji być po prostu razem. Nie ma moich problemów czy problemów Misiako. Zawsze są nasze i razem sobie z nimi radzimy. Sporo wnosi pewne podejście do związku jak do przesiębiorstwa :).

To wynika jeszcze z samych naszych początków. Długo byłem pewien, że Misiako kogoś tam ma i szuka sobie kolegi do pogadania na luźniejsze tematy. Później zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać o związku. Czym jest, czego uniknąć, na co postawić. Szukaliśmy w naszym otoczeniu związków, które sobie radzą i tych, które się zakończyły. Później razem analizowaliśmy które czynniki wpływają na przetrwanie, a które niszczą.
W końcu wykorzystując zebraną wiedzę, któregoś dnia postanowiliśmy zbudować razem tę formę relacji, którą wypracowaliśmy. Oczywiście to nie było tak suche. Jest zakochanie, jest miłość, ta emocjonalna i ta będąca poświęceniem, życiem dla drugiej osoby. Cały czas jednak przyświeca nam wspólny cel a wszystko działa jak silnik diesla. Bez szkodliwego szału, wielkich uniesień i upadków idziemy razem.

Właśnie dlatego zdecydowałem się na pewną modyfikację formuły. Każdy niesie ze sobą jakieś know how. Drobne zmiany, nie wymagające nakładów a dające wymierną korzyść. Taką skromną część, którą otrzymałem od innych ludzi, stosuję i chciałbym przekazać dalej. Przestawię tylko i wyłącznie te pomysły, które sam stosuję wraz z wyłącznie tymi korzyściami, które udało mi się realnie a nie potencjalnie osiągnąć.

Pojawią się także wpisy z testami modyfikacji, które dopiero wprowadzam i sprawdzam co się stanie. Będę testował zarówno przepisy kulinarne, diety jak i metody nauczania, organizacji czasu, nowe miejsca, produkty, formy spędzania wolnego czasu czy ciekawe pomysły uprzyjemniające pracę, polecał i przestrzegał.

niedziela, 18 marca 2012

O minimaliźmie, listach zakupów, mierzeniu i przecenach

Przepraszam za wysyp tematów w klimatach bloga Kasi T. po przerwie. Na intrygi i akcję może kiedyś przyjdzie czas, na głębsze przemyślenia miejmy nadzieję też. Raz na jakiś czas warto zwrócić uwagę na te drobniejsze kwestie.

Dziś chciałem się podzielić kilkoma trickami, które ratują portfel i ułatwiają życie (make life easier :P). Dzięki zastosowaniu nie tylko znacznie ograniczymy wydatki ale dodatkowo zaopatrzymy się w rzeczy, których brakowało ale tego nie zauważaliśmy.

Minimalizm. Raz na jakiś czas warto przebrać to co posiadamy i ocenić jak często dana rzecz jest używana. Możemy szybko dojść do wniosku, że praktycznie non stop nosimy to samo a większość garderoby leży i się kurzy. Teraz weźmy te nieużywane rzeczy i chwilę zastanówmy się czemu je kupiliśmy, co sobie wyobrażaliśmy, jakie miało być ich zastosowanie i wreszcie - dlaczego nic z tego nie wyszło.
Ja sam tak grzebiąc w szmatkach łapałem się ciągle na na kilku złudzeniach:

  1. "Rzecz jest ładna choć nie wyglądam w niej rewelacyjnie... no ale schudnę i będzie lepiej. To będzie mój motywator do schudnięcia, kupuję!". Efekt - zanim schudłem już dawno zapomniałem o tej rzeczy, baaa , czasem okazuję się, że po schudnięciu wygląda jeszcze gorzej.
  2. "Te buty się rozchodzą a to taka okazja... 200 zamiast 600 zł!"... Efekt- kasa wydana a potem   kupujesz wygodne trampki za 50 zł i chodzisz do zdarcia.
  3. "Jaki piękny kolor...: Co z tego jeśli nie jest dobrany po cerę, typ kolorystyczny i resztę garderoby?" Takie szaleństwa czasem się sprawdzają ale zwykle i tak wraca się do swoich ulubionych barw.
Warto pozostać przy rzeczach najczęściej używanych i tych wyjściowych. Cała reszta może posłużyć  komuś innemu. Oddając znajomym czy bardziej potrzebującym trochę łatwiej przełknąć własną zakupową głupotę choć najlepiej po prostu kupować mądrze. Kiedy ograniczymy się do kilku rzeczywiście używanych rzeczy możemy przejść do następnego etapu.

Modernizacja. Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu. Czemu akurat te spodnie, ta koszulka? Trzeba pamiętać - im więcej odpowiedzi znajdziemy tym większe oszczędności... Jak to było u mnie. Obejrzałem niezliczone pary spodni i wyszło, że non stop chodzę w dresie i czasem w starych rurkach. Czemu? Wszystkie trzy pary mają w składzie materiały elastyczne dzięki czemu są o niebo wygodniejsze od zwykłych jeansów. Dostosowują się także do zmieniającej wagi (elastyczny pas - choć to zgubne :)). Kolejne pary powinny być elastyczne, jak najwygodniejsze, trzeba dokupić jeszcze dresowych bo mam tylko jedną parę.

W dodatku dzięki temu ograniczeniu ilości ubrań zauważyłem, że od roku chodzę w plastikowym pasku z przeceny, który jest już w całkowitej rozsypce... Podobnie jak torba. 

Znów mogłem pomyśleć czemu tak intensywnie używałem tych elementów garderoby nie myśląc nawet o ich wymianie? Odpowiedź to minimalistyczne wzornictwo i względnie dobra jakość. Jeśli coś spełnia swoją funkcje i pasuje o wszystkiego," chowając się" jak tło nie myślimy o wymianie. Znów klucz.... Oczywiście wymieniłem zniszczone rzeczy na podobne, lepszej jakości. 

Przy modernizacji dobrze prześledzić nowości i usprawnienia. Nie można zamykać się do modeli i krojów które już znamy. Wszystko idzie do przodu i czasem drobny szczegół, kieszonka, nowy materiał mogą znacznie ułatwić codzienność.

Lista zakupów. Wiem już czego potrzeba więc mogę się zabrać do... listy! (Nie , wcale nie do żadnego centrum handlowego ;)). Listy możemy tworzyć samodzielnie na kartce lub z pomocą witryn niektórych sklepów. Zasada jest taka, że lista musi dojrzeć!!! To bardzo ważne by czekała. A my co jakiś czas wchodzimy na nią i modyfikujemy. dopisując nowe rzeczy. Mogę się z każdym założyć o wszystko, że za każdym razem gdy będziesz wchodzić na swoją listę zakupów usuniesz z niej coś! Zawsze tak jest, że część zakupów okazuje się chwilową zachcianką. Po odczekaniu pewnego czasu kupujemy rzecz, która najdłużej gości na liście wstrzymując się od reszty. Nie licząc prawdziwych okazji i chwil olśnienia w centrum handlowym, gdy coś jest od razy takie i potem służy latami,  zaoszczędzimy ogromne kwoty.
Mierzenie. Nigdy ale to nigdy nie wolno kupować bez mierzenia. Nawet jeśli znamy ten model i lubimy trzeba! Wystarczy drobna różnica w odcieniu koloru, suwak, zaszewka by całkowicie zmienić całość. Tak samo z rzeczami, krojami za któymi nigdy nie przepadaliśmy. Zawsze trzeba wziąć kilka do przymierzalni bo decyduje  efekt końcowy. Dotyczy to nawet głupiego zakupu t-shirtu. Może nie ma się czym chwalić ale ostatnio by kupić 2 koszulki przymierzyłem ich ok. 30 w różnych sklepach. Albo jest idealnie albo zostawiam. Nie ma się czego wstydzić. 
Przecena. Jeśli stosujemy listę zakupów przecena jest jak Joker czy wygrana w Totka. Mamy już pełną listę rzeczy, które chcemy mieć. Jeśli nie jest to artykuł pierwszej potrzeby warto zaryzykować. Po przymierzeniu, jeśli jest już pewność, że to to (oczywiście mam na myśli te troszkę droższe rzeczy) czekamy. W wielu przypadkach nie musimy chodzić do samego sklepu, wystarczy sprawdzać co jakiś czas w sklepie internetowym, który prowadzi coraz więcej firm. Czekamy na przecenę, jeśli uda na się kupić w niej artykuł w naszym rozmiarze, za połowę lub jedną trzecią ceny to traktujemy to prawie jak wspomnianą wyżej wygraną!!! Jest też prawdopodobieństwo, że do czasu przeceny rzecz może okazać się niepotrzebnym kaprysem. To także wygrana bo pieniądze zostają w kieszeni!

Po co tyle zachodu? 
Jeśli masz konto internetowe i płacisz głównie kartą zrób sobie wyciąg z zeszłego roku, uporządkuj wypłaty według odbiorców i oddziel swoje ulubione sklepy odzieżowe. Teraz porównaj to z kwotą, która wydałeś na rzeczy noszone na co dzień.... Ile tysięcy różnicy?

Inne sklepy. Stosując te metody możemy sobie spokojnie pozwolić na produkty z najwyższej półki. Moja gwarancja na "awans" ze straganu z rzeczami jednorazowymi do Zary czy innych lepszych sieciówek. Względnie stamtąd do sklepów z szytą w Europie odzieżą premium. I to przy zachowaniu podobnej lub niższej kwoty przeznaczanej na garderobę.

Wsparcie i dotacje. A może połowę zaoszczędzonej kwoty przelewać na cele charytatywne do organizacji, o których wiemy, że działają? Tyle ich jest i bardzo często cierpią na brak funduszy.

Niezależność. Nie tylko znacznie większa niezależność finansowa, gdy dłuższy czas mamy na koncie rezerwy ale niezależność od pewnych manipulacji systemu. Każdej firmie zależy byśmy kupowali jak najwięcej, najlepiej impulsywnie i nie to co chcieliśmy. Kto wtedy tak naprawdę podejmuje decyzję? Ty? Przy stosowaniu wyżej wspomnianych metod możemy być pewni, że zakupy wynikają z naszych własnych rzeczywistych potrzeb.

piątek, 16 marca 2012

Z rurek w dresy, z dresów- w rurki

Chodzę tak ostatnio więcej po osiedlu. W końcu samo wyjście z trzema psiakami wymaga pewnego spaceru. Co nowego zauważyłem? Rurki u panów, u których nigdy bym się tego nie spodziewał. Początkowo zastanawiałem się skąd na naszym osiedlu tylu panów, przyodzianych w spodnie kojarzące mi się ciągle jeszcze z centrum Warszawy i stałymi bywalcami sieciówek.
A nie. Rurki po 7 latach od wejścia do męskiej mody w końcu trafiły pod prawdziwe strzechy, do miłośników total look spod znaku nike i adidas :)( Pamiętam jaka to była niesamowita nowość i wręcz dziwactwo w 2005. Można było je kupić zaledwie okresowo, w HM, raz w House, niektórzy kupowali damskie, ja zwęziłem u krawca dwie pary starych jeansów).
Czasem ci panowie, którzy się przesiedli z dresów w rurki wyglądają w tym dość zabawnie...na pewno zdecydowanie mniej złowrogo. No i widać jakie chude nóżki były przez lata chowane pod tymi szerokimi dresami. Czasem gdy widzę z tyłu parę na podstawie dolnej części ciężko się domyślić kto jest kto :) No ale cieszę się, że w końcu coś ruszyło i jak założę sam jakieś stare nikt nie powie: ej patrzcie jakie dziwne ma spodnie :)

A teraz od zjawisku odwrotnym. Dres bawełniany. Jeszcze jakiś czas temu założenie czegoś takiego poza treningiem uchodziło za jakiś szczyt niedbalstwa, w najlepszym razie skrajne umiłowanie wygody. Rok temu sytuacja się zmieniła. Dresy, traktowane na równi z jeansami pojawiły się w sieciówkach. ZARA wypuściła model z lekko obniżonym stanem , rozporkiem i szlufkami na pasek - do kolan jak rurki, wyżej sporo szerszy, z zaszewkami. Powiem tak - kupiłem go już na przecenie za 39 zł i były to jedyne spodnie które nosiłem do totalnego zajechania (a nawet czasem po...). Wygoda nieporównywalna z niczym innym... no co najwyżej z brakiem spodni plus krój klasycznych eleganckich spodni. Po prostu hit. W tym roku podobne modele można kupić w ZARZE czy Bershce (w czterech kolorach). Przyznaję bez bicia - wszelkie rurki leżą na dnie szuflady a ja non stop tylko w dresie.
No względnie na eleganckie okazje nakładam błękitne chinosy od Misiaka. Rewelacja!

A..i w ten oto sposób, dzięki prostemu odwróceniu ról. w przyrodzie znów jest równowaga dresowo-niedresowa

Poniżej modele dostępne w tej chwili:
Allegro (49 zł)
Zara (takie zamki błyskawiczne też są teraz bardzo modne choć dość odważne) 169 zł (czekam aż przecenią)

Bershka (takie noszę :)) z t-shirtem, w podobnym kolorze i czarną elegancką kamizelką lub kurtką z czarnej skóry ekologicznej.

środa, 14 marca 2012

Po przerwie

A tak wyszło... Lubię skupiać się na jednej rzeczy i dopiero gdy osiągnę efekt zmianiam na inną. Tak było z remontem.
Chciałem zwiększyć jednocześnie funkcjonalność i estetykę pokoju, pogodzić to z nowymi trendami a wśród nich wybrać rzeczy dobrze zaprojektowane i ponadczasowe. Zabawne jak można ze sprawy w gruncie rzeczy prostej zrobić wyzwanie pełne dylematów a przyjemne wybory uczynić poważnymi rozważaniami...
W skrócie powiem, że stanęło na białej meblościance (Besta IKEA), białych lekko różowawych ścianach (Dulux Perłowy Świt), jasnoszarym wełnianym nakryciu łóżka i zasłonach z niebarwionego płótna. Proste, nierzucające się w oczy rzeczy a np. policzyłem, że obejrzałem dokładnie asortyment trzech dużych centrów meblowych i kilkadziesiąt meblościanek w necie (z dostępnych ok. tysiąca). Na szczęścię już skończone, można mieszkać i o wszystkim zapomnieć a minimalistyczne otoczenie nie kusi do rozważań typu: czy to na pewno dobry odcień.... W dobrym wnętrzu człowiek zapomina o jego istnieniu i skupia się na sprawach naprawdę ważnych.
A takich trochę się uzbiera. Od początku naszej znajomości Misiakos wszelkimi znanymi sobie sposobami perswadował mój powrót na niedokończone studia. Muszę przyznać, że sytuacja diametralnie się zmieniła i coś co wydawało mi się kosmosem jest coraz bliżej. Gdy tylko obaczył, że taką opcję zaczynam rozważać sam zadzwonił do dziekanatu i okazało się, że nie będzie problemu.
Jestem Ci Misiako niesamowicie wdzięczny bo tylko ta perspektywa daje jakąs nadzieję - na wyrwanie się z wszelkiego typu fabryk korporacyjnych, które tak naprawę niewiele się od siebie różnią. OK, wiem, że studia same w sobie niewiele mogą pomóc. Przekonałem się o tym dawno temu i wszedłem na rynek pracy kilka lat przed rówieśnikami. Byłem dumny z siebie gdy na spoktaniu z moją klasą z liceum byłem wśród może trzech osób ze stałą etatową pracą i zarobkami powyżej średniej krajowej. Z biegiem czasu jednak przekonałem się, że to pułapka.
Abym mógł zacząć studiować potrzebuję po pierwsze czasu w ciągu roku a po drugie funduszy. I tu jest w tej chwili pies pogrzebany.
Mam czas do konca września na zarobienie sumy, któa będzie towarzyszyła mi przez kolejnych 10 miesięcy. Zostałem przyjęty do starej firmy na umowę zlecenie na pewne stanowisko, ze sporymi wymaganiami odnośnie pracy ale też sporymi zarobkami. Posiedziałem tam kilka dni obserwując pracę innych aż tu nagle okazało się, że kadry nie chcą się zgodzić na mój powrót. Ot tak.
Na nic się zdały interwencje mojego nieoszłego przełożonego czy kierownika oddziału. W końcu sam do tych kard zadzowniłem a rozmowa była co najmniej dziwna. Dowiedziałem się, że nie po to dostałem niemałą odprawę, żeby po miesiącu od ustania stosunku pracy wracać na zlecenie (!).
Czyli co - lepiej siedzieć w domu :) A tak wogóle to one teraz szykują sporą grupówkę (zwolnienia grupowe) i się boją, że jeśli mi pozwolą wrócić to zaraz wszyscy będą chcieli (ooo na pewno!!! już widzę te tłumy powracających). Najlepiej się wypiąć tak? Ponarzekać na niesprawiedliwość i szukać szczęscia gdzieś indziej. Tak robi większość osób, nawet zwolnionych z własnej winy.
Nie wdając się w szczegóły ja do końca swojej pracy miałem dobre wyniki ale z racji restrukturyzacji oddział, w którym pracowałem przeniesiono do innego miasta dając mi do wyboru przeprowadzkę lub dobrowolne odejście z odprawą.
Jeśli zostałem niedługo potem przyjęty do innego działu znaczy tylko, że umiem się szybko dostosować do zmian. Z ich neoliberalnego punktu widzenia - sytuacja idealna, pracownik sam sobie znajduje miejsce gdzie jest potrzebny i pracuje dalej jakby nigdy nic. Ale nie, bo to jest neoliberalizm wybiórczy - z jednej strony hasło "cała firma na zleceniu" i rozszerzanie tej formy zatrudnienia do coraz wyższych stanowisk w miejsce likwidowanych etatów (z niecierpliwością czekam, aż same panie z kadr przerzucą się na tę formę zatrudnienia :)) ale z drugiej masa wewnętrznych regulacji krępujących ręce na każdym kroku wyjmowanych jak as z rękawa na zasadzie: my (firma) robimy co chcemy bo neoliberalizm, deregulacja, kryzys itp. a Ty masz robić dokładnie tak jak chcemy bo na kązdym kroku znajdzie się jakiś paragraf z regulaminu. Powodzenia.